Można by powiedzieć, że nie planowałam dzisiejszego wpisu. Buteleczkę oleju lnianego, którego działanie Wam dziś przybliżę, “odziedziczyłam” po babci, która kupowała go do sałatek. Nie macie pojęcia jak obie nagimnastykowałyśmy się, żeby ową butelkę otworzyć – koniec końców zniszczyłam nożyczkami oryginalne wieczko – stąd też potrzeba “ozdabiania” go fioletową muliną… Przejdźmy może jednak do meritum.
