Ciekawi mnie, co przychodzi Wam jako pierwsze do głowy, kiedy widzicie dwa tytułowe słowa, a mianowicie “olej rycynowy”. Babcine porady urodowe? Nastoletnie próby przyciemnienia i zagęszczenia rzęs? Jedyny znany Wam olej pełniący rolę mocarnego zawodnika w natłuszczaniu i zmiękczaniu strategicznych miejsc ciała? A może wszystko na raz? Nieważne o czym pomyślicie, olej rycynowy to prawdziwy Avenger w grze… zielonego piękna (uwierzcie, chciałam napisać “green beauty”).
Rycyna. To jeden z najstarszych środków medycyny ludowej, stosowany jako środek przeczyszczający. Spektrum jego działania jest znacznie szersze, o czym przekonać mogliście się czytając niezbyt zachęcającą do czytania dalej zajawkę.
Olej rycynowy sprawdza się przede wszystkim w przemyśle kosmetycznym – pielęgnuje i odżywia skórę, sprawiając, że staje się ona promienna a także wzmacnia i nabłyszcza włosy. Niech Was jednak nie zwiedzie pokusa, która w 2011 roku doprowadziła moje włosy do opłakanego stanu (podgląd – klikacie na własną odpowiedzialność). Kiedy nie miałam pojęcia o filarach właściwej pielęgnacji włosów, a w sieci nie istniały blogi współczesnych włosomaniaczych guru, jedyne nazwy olejów, na jakie można było się natknąć po wpisaniu w Google frazy “olejowanie”, to rycynowy, słonecznikowy i lniany. Nie wierzę, że pamiętam te prehistoryczne czasy ani w fakt, że niewątpliwie jestem jedną z dinozaurowych włosomaniaczek. Blogerek, które przecierały szlaki dla współczesnych influencerek. Twórczyń, które ryzykowały idąc i eksperymentując w ciemno, a także dziewczyn, które na własnych kosmykach musiały zrozumieć, że olej rycynowy zdecydowanie nie nadaje się do olejowania włosów na całej ich długości…
Otrzymywany z nasion rącznika pospolitego, olej rycynowy zawiera estry glicerynowe kwasu rycynolowego. Tłoczony na zimno dla celów leczniczych, posiada gęstą konsystencję i bezbarwny (czasem jasnożółty) odcień. Możecie dostać go w każdej aptece – ja swoją butlę (piszę butlę, ponieważ gabaryt, który nabyłam nie należy do najpopularniejszych) kupiłam bodajże w Rossmannie. Olej ten wchodzi w skład mydeł, farb, kosmetyków, maści, perfum, a nawet słodyczy. Jest także wykorzystywany do przedłużenia trwałości pszenicy i ryżu.
Tutaj ciekawostka, kiedyś – oprócz przyspieszania perystaltyki jelit – stosowano go również w celu przyspieszenia akcji porodowej u kobiet oczekujących dziecka. Inne zalety rycyny zostały odkryte nieco później, a jej właściwości wykorzystano w kosmetologii. Dzięki zdolnościom natłuszczającym, regenerującym, wzmacniającym, łagodzącym i zmiękczającym rycyny używa się do pielęgnacji skóry, paznokci oraz włosów. Ponadto, stosowana w postaci ciepłych okładów, potrafi złagodzić ból głowy, brzucha i dokuczliwe bóle krzyża. Systematyczne stosowanie olejku rycynowego na skórki i paznokcie sprawia, że stają się one wygładzone, wzmocnione i bardziej elastyczne.
Jeżeli kiedykolwiek zmagaliście się z dolegliwością, którą sama określam “morami” – uczuciem ciężkości nóg i przewlekłym bólem stóp, olej rycynowy to majstersztyk. Doskonale nadaje się do pielęgnacji stóp. Olej rycynowy łagodzi podrażnienia skóry, przyspiesza gojenie się ran i sprawia, że skóra szybciej regeneruje się po oparzeniach.
Przestałam liczyć ile razy pytano się mnie co robię z rzęsami i brwiami, że są takie “ciemne” i “długie”. Otóż cały sekret polega nie na drogeryjnych specyfikach za ponad 5 dych, a na regularnym traktowaniu oleju rycynowego jako odżywki. Po wieczornej toalecie nakładam to ciężkie mazidło na rzęsiska za pomocą szczoteczki (po zużytym tuszu do rzęs). Doświadczenie nauczyło mnie jednak, żeby nie przesadzać z ilością – jak olej wpłynie Wam do oczu, płacz murowany. A jakby tego było mało będziecie mieć zaburzony wzrok przez kilka minut, czego – jako astygmatyk – szczerze nienawidzę. Na brwi aplikujemy podobnie – za pomocą szczoteczki, lub po prostu palcami. Odradzam drugi sposób, ponieważ włoski na brwiach są na tyle delikatne, że palcem możecie je sobie osłabić. I jeszcze jedno – jeśli spodziewacie się natychmiastowych efektów, muszę Was rozczarować. Olej rycynowy wymaga rutyny, powtarzalności. To nie jest półprodukt, który działa jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Potrzebuje czasu.
Ok, ale w końcu co z tymi włosami? No cóż, olej rycynowy znacznie lepiej sprawdzi się jako odżywka skóry głowy (nacieranie powoduje, że cebulki włosowe wzmacniają się i lepiej funkcjonują, u niektórych można zaobserwować większy naturalny przyrost włosów) niż jako olej do olejowania. Rycyna świetnie sprawdza się jako booster odżywki do włosów – wystarczy połączyć go z odżywką / maską, którą posiadacie w łazience albo (uwaga, zabrzmię jak babcia) z żółtkiem jaja i naftą kosmetyczną. Pamiętajcie, żeby taką maskę spłukiwać zimną wodą – no chyba, że chcecie skończyć jak 15-letnia ja z jajecznicą we włosach. Nie ma nic gorszego niż próba wypłukania ściętego jajka z kosmyków. Albo nie, czekajcie, jest. Zapach zgniłego jaja we włosach, jeśli nie uda Wam się ich odpowiednio doczyścić za pierwszym razem…
Przejdźmy może do milszych zagwostek związanych z opisywanym przeze mnie olejkiem. Stanowi on rolę istnego gamechangera jeśli chodzi o pielęgnację twarzy. Doskonale sprawdza się przy oczyszczaniu jej metodą OCM (Oil Cleansing Method). Mieszanka oczyszczająca jaką stosuję, opiera się na bazie łączenia olejku rycynowego z *jojoba (mam cerę tłustą) w proporcji 1:9. Powstałą miksturę wmasowuję w twarz i pozostawiam na 2-3 minuty, następnie usuwam za pomocą ręcznika zwilżonego ciepłą wodą. Rycyna pomaga w leczeniu świeżych blizn po trądziku, zmniejszając je i rozjaśniając.
* w zależności od typu cery można też użyć chociażby olejku migdałowego (cera normalna) czy olejku z pestek winogron (skóra sucha)
Reasumując… Można by pomyśleć, że olej rycynowy to lek na każde zło. Nic bardziej mylnego. Rycyna może uczulać, dlatego przed zastosowaniem koniecznie wykonajcie próbę uczuleniową. Olejku powinny unikać matki karmiące i kobiety ciężarne. Nie można również stosować gorących okładów podczas miesiączki oraz w przypadku występowania stanów zapalnych narządów wewnętrznych w jamie brzusznej. Co do olejku marki Venus, który widzicie na moich pięknych fotografiach produktowych – dosłownie ratował mi życie w momencie, kiedy kończył mi się olej kokosowy (którego używam do pielęgnacji ciała po kąpieli). Produkt jest niezwykle wydajny, a do wydajności i utrudnień ze zdenkowaniem przyczynia się niewątpliwie solidna butelka, którą trzeba nieźle ścisnąć, żeby cokolwiek wydobyć. Dla jednych może to być wada, dla innych atut (darmowy trening ręki). Mnie osobiście fakt konieczności siłowania się z butelką irytował niezmiernie, ale powinniście być przyzwyczajeni do tego, że każda forma niepotrzebnej aktywności fizycznej jest dla mnie końcem świata.
Czy polecam? I tak i nie. Czy wrócę? Nie wiem. Sajonara.