Wybór tego flakonu był już Wasz, ponieważ w ostatniej sondzie przeprowadzonej w mediach społecznościowych jednogłośnie stwierdziliście, że chcielibyście poznać moje odczucia na temat pierwszych perfum Billie z 2021 roku. Pieszczotliwie nazywam je perfumami-krówką, a dziś przyjrzymy się im dokładniej, rozkładając na czynniki pierwsze kompozycję zapachową i sam flakon, który – musicie przyznać – jest wyjątkowy.
Eilish to kompozycja orientalno-waniliowa. Zadebiutowały w 2021 roku, a ich twórcą jest Steve DeMercado. W nutach głowy można wyczuć cukier, czerwone jagody i mandarynkę. Serce zapachu stanowi połączenie wanilii, kakao, przypraw i róży. W bazie znajdują się tonka, bursztyn, piżmo oraz nuty drzewne.
Jest to zdecydowanie najsłodszy i najbardziej dominujący słodkością zapach w całej mojej kolekcji. Wtapia się w skórę niczym wata cukrowa w palce w upalny dzień jarmarkowy i nie zamierza odejść. Otwarcie mamy suche, słodkie, cukrowe, wanilia w Eilish jest ciepła, mocna, z przytupem, co zdaje się odzwierciedlać charakter Billie, przynajmniej na podstawie tego, co zdarzyło mi się zobaczyć w wywiadach. Po jakimś czasie od spryskania skóry otrzymujemy blisko skórne nuty drzewne, z dość silnie wyczuwalną tonką, którą osobiście uwielbiam (ukłon w stronę Jo Malone), unisexowym bursztynem, który kiedyś był raczej składnikiem męskich perfum, a teraz coraz częściej jest dodawany do typowo dedykowanych dla kobiet (ukłon w stronę Prada Paradoxe), piżmem i nutami drzewnymi. Ten zabieg to również ukłon w stronę wizerunku artystki, który – przyznajcie sami – bywa tomboy(ish)owy.
I tutaj pozwolę sobie kilka słów na temat decyzji Billie o stworzeniu linii perfumowej.
Można byłoby zarzucać Billie rzucenie się w wir maszynki do zarabiania pieniędzy i pójście łatwą drogą – w końcu wyprodukowanie perfum i rzut nimi w stronę fanek jest zdecydowanie łatwiejsze niż produkcja albumu i trasa, ale ale… Czy aby na pewno? Bo w moim odczuciu ten zapach jest zaprojektowany z taką dbałością o detale, że nie dałoby się go sygnować żadnym innym nazwiskiem niż Eilish. Czuć, że DeMercado starannie nad nim pracował…
Trwałość jest niesamowita. Blisko-skórnie wyczuwalny na mojej skórze nawet po upływie dziesięciu godzin, parametry tego zapachu wydają się niszowe przede wszystkim przez jego zdolność do delikatnej iskrzenia, wibracji, które zdecydowanie odnajdą swoje zastosowanie późną jesienią czy zimą. Latem odrobinę męczy, przynajmniej mnie. Gdyby można było je zjeść, podejrzewam, że smakowałyby jak słodka bawarka, ale dopiero po pewnym czasie – początkowo byłyby to średnio-kruche krówki, tak jak wspominałam wyżej, z ciągnącym się środkiem. Gdzieś widziałam porównanie do waniliowej Coli – jest w tym trochę prawdy, też ją wyczuwam, przede wszystkim przez owocowe akcenty, których zadaniem jest “uspokojenie” słodyczy.
Na koniec porozmawiajmy o flakonie… Mam z nim love-hate relationship. Byłby idealny gdyby… kwadratowy flakonik można byłoby wyjąć do… torebki. Nie chcę rozstawać się z tymi perfumami, chcę podbijać ich intensywność, chcę wzbudzać zainteresowanie wszystkich wokół, chcę otrzymywać pytania czym tak ładnie pachnę nawet po upływie 2 godzin, kiedy to magicznie Eilish staje się bliższy skórze. Billie, zrób update tego flakonu, proszę. Wiecie dlaczego jeszcze jest idealny? Nie, nie mówię o… Ten flakon chroni zawartość przed utlenianiem się, przed ekspozycją na słońce, przed utratą tego, co najlepsze. I nie musicie go trzymać skitranego gdzieś w szafie, albo w oryginalnej tekturce. Czy nie jest to wspaniałe? No chyba, że estetyka Wam nie odpowiada, to nie mam pytań. O gustach się nie dyskutuje. Khe. Khe.
*
The choice of todays bottle was yours, as in the last poll conducted on social media, you unanimously stated that you’d like to hear my thoughts on Billie’s first fragrance from 2021. I affectionately call it the ‘toffee perfume,’ and today we’ll take a closer look at it, breaking down the scent composition and the bottle itself, which—you have to admit—is unique.
Eilish is an oriental-vanilla composition. It debuted in 2021, and its creator is Steve DeMercado. In the top notes, you can sense sugar, red berries, and mandarin. The heart of the fragrance is a blend of vanilla, cocoa, spices, and rose. The base notes consist of tonka bean, amber, musk, and woody notes.
This is definitely the sweetest and most dominant scent in my entire collection. It melts into the skin like cotton candy on your fingers at a summer fair and refuses to leave. The opening is dry, sweet, and sugary, and the vanilla in Eilish is warm, bold, and assertive, which seems to reflect Billie’s character—at least based on what I’ve seen in interviews. After some time on the skin, we get closer-to-skin woody notes, with a noticeably strong tonka bean, which I personally love (a nod to Jo Malone), a unisex amber that used to be more of a men’s fragrance ingredient but is now increasingly found in perfumes traditionally marketed for women (a nod to Prada Paradoxe), musk, and woody notes. This approach is also a nod to the artist’s image, which—let’s admit it—often has a tomboyish vibe.
Now, let me say a few words about Billie’s decision to create a fragrance line.
One could accuse Billie of jumping into the money-making machine and taking the easy route—after all, producing a perfume and throwing it at fans is definitely easier than making an album and going on tour. But, but… Is it really? In my opinion, this fragrance is designed with such attention to detail that it couldn’t be signed by any other name than Eilish. You can feel that DeMercado worked on it carefully…
The longevity is incredible. It stays close to the skin, even after ten hours on me. The performance of this fragrance feels niche, mainly because of its ability to softly sparkle and vibrate, which would definitely find its place in late autumn or winter. In the summer, it’s a bit overwhelming—at least for me. If you could eat it, I suspect it would taste like a sweet milk tea, but only after some time—at first, it would be medium-chewy toffee, like I mentioned earlier, with a gooey center. Somewhere, I saw a comparison to vanilla Coke—there’s some truth to that, I can sense it too, especially due to the fruity accents meant to ‘calm down’ the sweetness.
Finally, let’s talk about the bottle… I have a love-hate relationship with it. It would be perfect if… you could take the square bottle out and slip it into… a handbag. I don’t want to part with this perfume, I want to boost its intensity, I want to draw attention from everyone around me, I want to be asked what smells so nice even after two hours when Eilish magically becomes closer to the skin. Billie, please make an update to this bottle. Do you know why it’s still perfect? No, I’m not talking about… This bottle protects the contents from oxidation, from sunlight exposure, from losing its best qualities. And you don’t need to keep it tucked away somewhere in a closet or in its original box. Isn’t that wonderful? Unless, of course, the aesthetic doesn’t suit you, in which case I have no further questions. Taste is subjective. Ahem.