Cześć kochani!
To trochę zabawne zaczynać dzisiejszy wpis zwrotem #cześćkochani, skoro jest to pierwszy wpis tego typu, publikowany na HAIROUTINE w trybie prywatnym. Postanowiłam wyłączyć na jakiś czas bloga i pisać tylko i wyłącznie dla siebie. Dlaczego? Dowiecie się w rozwinięciu!
W ostatniej, marcowej notce podsumowującej pielęgnację włosów, narzekałam na ich stan. Moje kosmyki wymagały natychmiastowej interwencji fryzjerskiej, ponieważ samodzielne podcinanie końcówek nie przynosiło już oczekiwanych efektów. Takim oto sposobem wylądowałam w salonie i pozbyłam się około dwudziestu centymetrów włosów.
To była najlepsza decyzja mojego “herowego” życia. Końcówki, które przed podcięciem były łamliwe, suche i przerażająco cienkie, znów są mięsiste, sprężyste i mocne. Dlatego do wszystkich włosomaniaczek, po raz kolejny apeluję: nie bójcie się podcinać włosów. Liczy się jakość, nie ilość.
Teraz, po ścięciu włosów na długości staram się je upinać, aby jak najbardziej ograniczyć podatność na mechaniczne uszkodzenia. Zazwyczaj jest to nisko-upięty koczek ślimaczek, luźny, by nie obciążał skóry głowy. Nie ukrywam, że odrobinę boję się o kondycję włosów po narkozie, której – ze względu na operację szczęki – zostanę poddana już pod koniec maja. Póki mogę, staram się odżywiać skórę głowy i pobudzać cebulki szczotkowaniem (drewnianą szczotką).
Kosmetyki, jakich używałam w kwietniu:
MYCIE:
– szampon z bio aloesem i bisabobolem SANTE NATURKOSMETIK,
ODŻYWIANIE:
– Petal Fresh – odżywka pielęgnująca skórę głowy z drzewem herbacianym
– Petal Fresh – odżywka chroniąca kolor włosów z granatem i jagodami acai
– NATURA SIBERICA – repair hair mask ARCTIC ROSE
DODATKOWO:
– L`Oreal Paris, Botanicals Fresh Care, Bogate odżywienie, Pomada dyscyplinująca bez spłukiwania do włosów suchych
– olej ANWEN – werbena do włosów niskoporowatych
– olej grejpfrutowy ALCHEMY OILS
Zdjęcie z fleszem doskonale obrazuje ile mam już naturalnych włosów! To praktycznie 2/3 całej długości! Nie macie pojęcia jak się cieszę ze świadomością, że gdybym chciała, mogłabym ściąć już wszystkie farbowane kosmyki i mieć swój własny ciemny blond! Za namową fryzjerki zrezygnowałam jednak z tego pomysłu, żeby nie tracić zbyt wiele na długości. Pozostawiona, rozjaśniana partia jest w dobrym stanie (więc nie było sensu ich ścinać). Powrót do naturalnego koloru to długa i wymagająca ogromnej wytrwałości podróż, z której po ponad 2 latach tak łatwo nie zrezygnuję. Jestem strasznie ciekawa, jak moja twarz będzie wyglądać w zupełnej, naturalnej odsłonie.