jedyna maseczka z rossmanna, którą warto kupować, bo wszystkie inne to zło wcielone i mają zły skład

Karolina strasznie chciała, żebym umożliwiła jej czytanie HR, więc to robię. Znaczy się, nie wiem czy robię. Może robię. Może nie robię. Nie chce mi się, ale postaram się, żeby ten wpis był wystarczająco merytorycznie zadowalający, ażebym mogła go opublikować i sprawić, żeby był publicznie dostępny.

Byłam sobie ostatnio w Rossmannie. Rzadko tam bywam, bo kosmetyki, jakie oferują (nie wiecie tego ode mnie), to straszne ścierwo, jeśli chodzi o skład. Wystarczy przebiec się w podskokach do pierwszej lepszej drogerii z aplikacją Clean Beauty w telefonie, żeby wiedzieć, o czym mówię. Praktycznie każdy kosmetyk ma w składzie coś niezbyt – albo rakotwórzego, albo komadogennego (to znaczy, że jak nałożysz na twarz, to Twoja kapryśna cerunia podziękuje Ci syfami w odpowiedzi na niewłaściwe traktowanie), albo substancję, której nie znajdziecie na rynku amerykańskim, ale na polskim to i owszem, bo przecież czemu nie.

Postanowiłam jednak, że zasługuję na odrobinę SPA w życiu i w związku z powyższym, albo pobocznym (zdanie nie jest tak długie, żeby znajdowało się powyżej), udałam się w stronę półki z maseczkami. Wiecie, już dawno znalazłam maseczkę, o której dziś mowa, ale postanowiłam dać szansę innym i jak kłoda spędziłam ponad pół godziny na poszukiwaniu alternatywy dla jedynej dobrej maseczki z rossmana, którą warto kupować, bo wszystkie inne to zło wcielone i mają zły skład. Nie znalazłam. Koniec końców kupiłam znów tę samą i w sumie nie żałuję, bo moja twarz ją lubi. Wasze twarze też ją polubią. Chyba.

Dobra, nie przedłużając, zaczynamy najważniejszy punkt dzisiejszego wpisu, a mianowicie recenzję. Wiem, że mogłam skrócić to zdanie, pisząc “okej przejdźmy do recenzji” albo “RECENZJA!” – tak byłoby jeszcze krócej. Ale ja nie lubię krótko. Wolę długo.

Estetyka opakowania: Jako polski odpowiednik Reginy George nie mogę narzekać, opakowanie jest różowe, a więc blond-friendly. Bardzo mi się podoba. Mamy na nim przepiękną, choć dziwnie umiejscowioną graficzkę przedstawiającą wiśnie lub czereśnie, oprócz tego na dole jakaś pani z nieco niepewną miną ściąga właśnie tę maseczkę z twarzy. Gdybym mogła jej coś powiedzieć, byłabym jak “Kobieto, nie musisz być taka niepewna. Ta maseczka to najlepsze, co mnie w życiu spotkało, jest NAJLEPSZA wśród maseczek w Rossmannie, powinnaś być dumna, że Twoja twarz znalazła się na tym opakowaniu, ja tryskałabym z dumy.” Ale nie mogę. Mam jednak nadzieję, że modelka, która promuje swoją twarzą ten cudowny produkt, kiedyś trafi na mojego bloga i po prostu się uśmiechnie.

Zapach: Ło Boże! Pachnie jak wiśniowy Vibovit! Nie wiem czy produkują wiśniowe Vibovity, ale zapach jest naprawdę w porządku i powinien przypaść do gustu każdemu, a jak nie przypada, to Wasz problem. Mi się podoba.

Działanie: Maseczka działa jak upiększający filtr na Snapchacie. Mam nadzieję, że tym zdaniem zachęciłam wszystkich użytkowników Snapchata, Tik Toka, IG stories i tym podobne. Po rozrobieniu z wodą, nakładacie ją na twarz, trzymacie niezbyt długo, żeby nie zaschnęła (bo jak zaschnie, będzie problem ze zdjęciem, a tego nie chcemy, nie chcemy problemów w użytkowaniu maseczek na twarzy, których głównym powołaniem jest to, żebyśmy poczuli się jak na wypadzie do drogiego SPA). Skóra jest gładka jak po profesjonalnym zabiegu u kosmetyczki i nie ma tu ani odrobiny ściemy. W składzie jest witamina C z ekstraktem z aceroli, która ma silne działanie antyoksydacyjne, wygładzające, wzmacniające i chroniące włókna kolagenu i elastyny, które odpowiadają za jędrność i elastyczność. W skrócie, jeśli macie opadającą ze zmęczenia twarz i tendencję do zmarszczek mimicznych, bo macie wyjątkowo silnie rozwiniętą mimikę twarzy niczym Charlie Chaplin, a do tego non stop się śmiejecie bez powodu tak jak ja, no to ta maseczka to ideał. Znaki upływającego czasu niwelowane są w 10-15 minut do kolejnego silnego przypływu emocji, w którym to znów wszystko (zmarszczki) wraca na swoje miejsce.

Co jest fajne w tej maseczce to to, że producent wziął użytkownika za imbecyla i postanowił ułatwić mu życie, rysując na saszetce linię, którą należy odciąć po wysypaniu produktu do miseczki. Pusta saszetka przecięta wzdłuż linii odpowiada za miarkę na wodę (potrzebujecie około 30 ml wody, żeby maseczka miała idealną konsystencję). Osobiście leję wody na oko i nigdy się nie zawiodłam, ale jak ktoś ma z tym problem, Lirene pomyślało o wszystkim.

Skład:

solum diatomeae (diatomaceous earth) – substancja pochodzenia naturalnego, składnik przeciwzbrylający; wpływa na konsystencję produktu, może pełnić funkcję zagęstnika bądź działać przeciwzbrylająco, chroniąc produkt przed zmianą stanu skupienia,

calcium sulfate hydrate – ma właściwości rozjaśniające, bielące, matujące i pochłaniające wilgoć oraz tłuszcz, wykorzystywany w kosmetykach pielęgnacyjnych do cery tłustej i trądzikowej,

algin – substancja roślinna, składnik wiążący wilgoć w naskórku i substancje kosmetyczne, higroskopijny; działa ochronnie i nawilżająco,

tetrasodium pyrophosphate – składnik zagęszczający konsystencje, regulujący pH kosmetyków, zapobiegający zbrylaniu oraz zapobiegający korozji opakowań,

xanthan gum – guma ksantanowa, polepsza konsystencję,

oryza sative (rice) powder – puder ryżowy, absorbuje sebum, usuwa martwy naskórek,

sodium ascorbate – składnik antyoksydacyjny; wzmacnia skórę i naczynia krwionośne, przeciwdziała wolnym rodnikom, starzeniu skóry; wzmacnia skórę na czynniki zewnętrzne m.in. promieniowanie UV, alergeny; przeciwdziała powstawaniu zaskórników i stanów zapalnych, wygładza, rozjaśnia i wyrównuje koloryt; stymuluje syntezę kolagenu i elastyny; działa przeciwnowotworowo.

maltodextrin – naturalna substancja kondycjonująca, odżywiająca skórę i włosy, poprawia konsystencję emulsji, aprobowany do stosowania w kosmetykach naturalnych

parfum (fragrance) – substancja zapachowa, której nie lubię, bo tak naprawdę nigdy nie wiemy co konkretnie kryje się w kompozycji, lol

malpighia punicifolia (acerola) fruit extract – substancja roślinna, składnik o silnym działaniu antyoksydacyjnym i immunostymulującym; wymiata wolne rodniki, rozjaśnia skórę, przeciwdziała powstawaniu zmarszczek, blizn, rozstępów, wyprysków, wągrów, stanów zapalnych; likwiduje przebarwienia, oczyszcza skórę z toksyn i działa ochronnie przed zanieczyszczeniami, mikrobami oraz zgubnym wpływem promieniowania słonecznego i stresu oksydacyjnego; pomaga zachować młody i zdrowy wygląd skóry, ujędrnia i zwęża pory; wzmacnia skórę i uelastycznia naczynia krwionośne, polecany do skóry naczynkowej, trądzikowej, alergicznej, dojrzałej; stymuluje syntezę kolagenu i reguluje pracę gruczołów łojowych, ma właściwości tonizujące i ściągające,

magnesium oxide – tlenek magnezu, substancja stosowana jako absorbent, naturalny i mineralny składnik maseczek pielęgnujących

cl 12085 – czerwony barwnik

cl 15985 – żółcień pomarańczowy, kolejny barwnik; zakazany w niektórych krajach ze względu na swoją szkodliwość (np. w Norwegii i Finlandii); możliwe jest wystąpienie reakcji alergicznych u osób z nietolerancją salicylanów; pobudza wydzielanie histaminy, co może wzmagać objawy astmy;  apparently, niewykrywalny przez aplikację Clean Beauty – u mnie astmy nie wywołał, ale radzę uważać.

Podsumowanie: No nieźle się wkurzyłam na ten ostatni składnik. Byłam pewna, że znalazłam maseczkę i d e a l n ą, a jednak pyk! Mamy haczyk. Ponadto sporo składników syntetycznych dodatkowo zniechęciło mnie do powrotu do tej maseczki, dlatego poszukiwania produktu idealnego uważam za: wznowione. Dam Wam znać jak znajdę coś lepszego.