WŁOSY: LIPIEC ’19

Olaboga, jak ten czas leci. Dziś mija miesiąc od operacji mojej szczęki, dacie wiarę? Mam już trochę więcej sił, dlatego postanowiłam wrócić do co-miesięcznych? A może co-kwartalnych (szczerze powiedziawszy nie wiem czy jest sens publikować co-miesięczne podsumowania pielęgnacji włosów, skoro nie stosuję żadnych spektakularnych metod, a moja pielęgnacja jest zwyczajnie n u d n a) aktualizacji włosowych. Dzisiaj opowiem trochę o tym jak (i czy) narkoza wpłynęła na stan moich włosów, jakie mam najbliższe plany fryzurowe i jakiego rodzaju kryzys (po raz kolejny) przechodzę.

Przyznam szczerze: bałam się tej narkozy s-t-r-a-s-z-n-i-e. Moje włosy były w stanie jako-takim, a jeśli piszę jako-takim, mam raczej na myśli stan średni. Podcięcie końcówek niby trochę je ożywiło, wpłynęło na ograniczenie wypadania, itp., jednakże w głębi ducha czułam, że wystarczyłoby lekkie osłabienie organizmu, żeby zabawę z wypadaniem i walką o każdy włos rozpocząć od nowa. Nie macie pojęcia jak bardzo się cieszę, że się myliłam. O dziwo, włosy nie zaczęły mi wypadać tak jak w przypadku narkozy, której poddana zostałam cztery lata temu podczas prostowania przegrody nosowej. Odnoszę jednak wrażenie, że może to być cisza przed burzą. Jeśli jednak zaczną wypadać, zdecyduję się na radykalne kroki i podcięcie kolejnych 15-20 cm. A skoro o cięciu mowa, moja broda po szczękówce wyraźnie zmalała przez co czoło nabrało niebagatelnych rozmiarów i chociaż przed operacją uważałam je za swój atut, teraz poważnie myślę nad grzywką. Pod uwagę biorę kilka opcji: baby bangs, strzępioną grzywkę & klasyczną, prostą.

Jakby tego było mało, po raz kolejny przechodzę kryzys legalnej blondynki, aka okres, w którym po raz kolejny niewyobrażalnie tęsknię za jasnymi włosami, mimo, że zapuszczanie naturalek zajęło mi ponad dwa lata. To najgorsze, co mogło mnie spotkać, zważywszy, że nigdy to tej pory, w całej mojej karierze włosomaniaczki, nie udało mi się zapuścić tak długich naturalnych włosów. Powstrzymajcie mnie zanim będzie za późno. Jeśli chodzi o pielęgnację, kosmetyki, jakich używałam w czerwcu i w lipcu…

MYCIE:

– L`Oreal Paris, Botanicals Fresh Care, bogate odżywienie, szampon pielęgnacyjny do włosów suchych – jestem wściekła, że w ogóle zaczęłam używać tego produktu, podrażniał skórę mojej głowy i sprawiał, że włosy przetłuszczały się jak szalone

– Alterra, Glanz Shampoo Aprikose & Weizen (szampon do włosów matowych i zniszczonych `Morela i pszenica` – szampon, który przywrócił równowagę skórze mojej głowy i niejako zlikwidował spustoszenia, jakich narobił w/w L’oreal

– Petal Fresh – szampon TEA TREE – kolejny produkt warty polecenia, który przywrócił równowagę skórze głowy

ODŻYWIANIE:

– Petal Fresh – odżywka chroniąca kolor włosów z granatem i jagodami acai

– Petal Fresh – odżywka nawilżająca z ekstraktem z nasion winogron i oliwą z oliwek

– Petal Fresh – odżywka pielęgnująca skórę głowy z drzewem herbacianym

– The Body Shop – odżywka bananowa

– Natura Siberica – maska ARCTIC ROSE

DODATKOWO:

– L`Oreal Paris, Botanicals Fresh Care, Bogate odżywienie, Pomada dyscyplinująca bez spłukiwania do włosów suchych

– olej ANWEN – werbena do włosów niskoporowatych

– olej grejpfrutowy ALCHEMY OILS

Chciałabym napisać “jak widać, nie jest tego dużo”, ale… Nie oszukujmy się, ilość kosmetyków, jakich używam do włosów jest przerażająco d u ż a, a mój minimalizm może pocałować się w 4 litery. Po wykończeniu w/w kosmetyków zamierzam zainwestować w nowe produkty, ograniczając ilość na rzecz jakości oraz składu. Skłaniam się ku przejrzeniu asortymentu Content Beauty, który – jak wiecie, albo i nie, jest moim ulubionym sklepem, jeśli chodzi o produkty urodowe. Kosmetyki, które oferują są w pełni naturalne & organiczne, a przynależność do społeczności Content to jeden z najlepszych świadomych wyborów, na jakie zdecydowałam się po przeczytaniu książki The Nature of Beauty, której recenzję znajdziecie tutaj.