WŁOSY: CZERWIEC/LIPIEC ’18

Cześć! 

No nie ukrywam: dość długo zajęło mi zebranie się w sobie i napisanie dzisiejszego pielęgnacyjnego #update. W związku z tym, że cały poprzedni miesiąc miałam w rozjazdach, uznałam, że przed napisaniem kolejnego postu poczekam, aż wszystko się u mnie uspokoi. Teraz, kiedy wygodnie rozsiadłam się w swoim fotelu przy otwartych na maksa oknach (jupi jej, padał deszcz, powietrze jest takie przyjemne), myślę, że mogę Wam w końcu opowiedzieć jak wygląda życie “włosomaniaczki” na wakacjach. Zapraszam do lektury!

Wydaje mi się,  że muszę zacząć od tego, że oczekiwania vs rzeczywistość wyglądały (jak się można było po mnie spodziewać) kompletnie inaczej. Wiecie, jak siedzi się w biznesie #urodowym te osiem (omg) lat, pewne urodowe filary zna się po prostu na wylot. Pisząc filary, mam na myśli:

– unikanie słońca
– zabezpieczanie końcówek włosów przez zniszczeniami
– unikanie styczności z wodą morską
– upinanie herów w “upięcia w sam raz na lato – 3 proste fryzury, które możesz wykonać na plażę!”
– unikanie wszystkiego, co może zaszkodzić włosom, skórze i młodości
– stosowanie FILTRÓW OCHRONNYCH do włosów (i nie tylko)
– olejowanie
– maskowanie
– odżywkowanie
– i Bóg wie co jeszcze

W momencie kiedy limit wagi bagażu wynosił 20 kg, moja walizka przed wylotem do Portugalii ważyła 20,5 kg (o, zgrozo) i uwierzcie mi, zdecydowaną większość ładunku zajmowały kosmetyki. Planowałam, że będę realizować #dnispa każdego dnia pobytu na Maderze, ale nie spodziewałam się, że plany pod wpływem kapryśnego słońca zamienią się w absolutną konieczność.

Pomimo posiadania zapasu własnych kosmetyków do włosów, koniec końców przerzuciłam się na szampon i maskę mamy. Były to: Szampon z organicznym aloesem i bisabobolem do skóry wrażliwej marki SANTE i przeładowana silikonami maska odbudowująca z keratyną Dream Artego, która doskonale nawilżała hery w trakcie nadmiernej, dwutygodniowej i bezceremonialnej ekspozycji na słońce.

W czerwcu i lipcu pielęgnowałam włosy tymi kosmetykami:

MYCIE:

– Johnson’s baby – szampon z rumiankiem
– SANTE – szampon z organicznym aloesem i bisabobolem

ODŻYWIANIE:

– Rokitnikowa odżywka do włosów normalnych i przetłuszczających się, głębokie oczyszczenie i ochrona – Natura Siberica Oblepikha – stosowana na długości od ucha w dół przed nałożeniem szamponu i myciem głowy
– Petal Fresh – odżywka nawilżająca z ekstraktem z nasion winogron i oliwą z oliwek – stosowana na całej długości po spłukaniu szamponu
– Petal Fresh – odżywka Tea Tree – stosowana na skalp
– Maska odbudowująca z keratyną – Dream (Artego)
– Odżywka Weleda – kuracja odnawiająca z owsem (nie służyła mi na Maderze, dam jej szansę w Polsce)
– Odżywka nabłyszczająca do włosów pozbawionych blasku Bio-malwa i ekstrakt z pereł – Lavera (również średnio mi służy)

DODATKOWO:

– balsam odbudowujący BIOVAX Opuntia Oil & Mango
– olej ANWEN – werbena do włosów niskoporowatych
– olej jojoba

Chciałabym poruszyć jeszcze temat “pielęgnacji” nad morzem. W trakcie pobytu w Portugalii łamałam wszystkie poznane dotąd włosomaniacze reguły, pozwalając herom schnąć na słońcu, mocząc je w przeraźliwie słonej wodzie, zapominając o wszystkim, o czym czytałam u włosomaniaczych guru i wiecie co? Moje włosy w życiu nie były w lepszym stanie. Dlatego też po swoistym eksperymencie wychodzę z założenia, że wszelkie pielęgnacyjne rytuały i trzęsienie się nad każdym rozdwojonym włosem to “pic na wodę fotomontaż”. Nie po to dbacie o włosy cały rok, żeby na plaży chodzić w koczku/czepku/kapeluszu, prawda?

~ Wasza hai

 A, kompletnie bym zapomniała. Dzisiejsze zdjęcia umieszczone we wpisie nie miały być do aktualizejszyn. Tutaj macie te typowo #blogowe:

PS. One nie są siwe, to wina światła.