Dzisiejszy wpis może wydawać się zbędny, zwłaszcza dla osób, które nie zwykły kupować żeli do mycia twarzy przez Internet. Mam jednak nadzieję, że część z Was należy do grona konsumentów, którzy cenią sobie dobry skład kosmetyków. Może ktoś zdecyduje się na produkt ACURE? A może skusicie się na słabszy (lecz wciąż niezły) żel dostępny na drogeryjnych półkach Rossmanna? Zapraszam do czytania!
Z byciem #greenbeauty jest trochę jak z weganizmem. Wybierasz pewne produkty nie tylko przez wzgląd na ich jakość czy działanie, ale i historię oraz “misję”. ACURE już w samym logo posiada slogan “dla Twojej skóry, dla planety”, co może dać do myślenia.
Z tego co się orientuję, marka nie jest dostępna w Polsce, ale od czasu do czasu możecie natknąć się na całkiem ciekawe oferty na Ebayu z darmową międzynarodową wysyłką.
ACURE ORGANICS bazuje na składnikach roślinnych, które przeważają w składzie kosmetyków nietestowanych na zwierzętach (certyfikat Human Cosmetics Standard), nie znajdziecie w nich też parabenów, olejów mineralnych.
Twórcy marki wierzą w moc czystych składów, które przyczyniają się do poprawy nie tylko naszego samopoczucia, ale i zdrowia. Misją ACURE jest poprawienie stanu naszej skóry i włosów z #ble do #niesamowitego dzięki kombinacji niesamowitych składników. ACURE ORGANICS współpracują z organizacjami charytatywnymi WE BELIEVE, UNITE FOR HER & TURNING GREEN.
Na firmę ACURE natknęłam się po raz pierwszy podczas przeglądania książki Imeldy Burke “The Nature of Beauty”. W momencie, kiedy po raz pierwszy zamawiałam kosmetyk do Polski, koszt wysyłki i samego żelu wyniosły ponad 135 zł, ponieważ ani na Ebayu, ani na Amazonie nie mogłam znaleźć niczego poniżej 30$.
Można powiedzieć, że szarpnięcie się na żel do mycia twarzy za ponad stówę to szaleństwo, ale mam dla Was dobre wieści: żel ACURE ORGANICS jest niezwykle wydajny, a to za sprawą skoncentrowanego składu. 118 ml żelu starczyło na ponad 6 miesięcy, co jest wynikiem imponującym, zważywszy na to, że przydatność do użycia wynosi właśnie pół roku. Kosmetyki organiczne mają to do siebie, że wystarczy niewielka kropla produktu, aby pienił się jak szalony i ta reguła idealnie sprawdziła się w przypadku opisywanego przeze mnie żelu. Objętość odpowiadająca ziarenku grochu w przypadku tego żelu to było aż nadto i za każdym razem, kiedy wylało mi się zbyt dużo, czułam wyrzuty sumienia (xd). Przejdźmy jednak do najważniejszego, a mianowicie… składu!
organic curoxidant™ superfruit blend [(organic euterpe oeracea (acai) berry, organic rubus fruticosus (blackberry), organic rosa canina (rosehips), organic punica granatum (pomegranate), organic calendula oficinalis (calendula), organic matricaria recutita (chamomile), fair trade organic aspalanthus linearis (rooibos)], lauryl glucoside (vegetable derived), decyl glucoside (sugar soap), organic olea europaea (olive oil), organic chlorella pyrenoidosa (chlorella growth factor), glucono delta lactone (fermented sugar), marrubium vulgare (white horehound) stem cell culture, echinacea stem cell culture, fermented resveratrol extract (probiotic), organic argania spinosa (argan) oil, ubiquinone (CoQ10), olea europea (olive leaf) extract, potassium sorbate (food grade preservative), citrus limon (lemon) essential oil, citric acid
Jak widzicie, żel ma naprawdę bogaty skład, a mimo wszystko jego formuła jest niezwykle lekka. Dlatego też doskonale sprawdza się w myciu skóry nietraktowanej cięższymi podkładami / makijażem. Ze zmyciem makeupu miewał problem, dlatego do dogłębnego oczyszczenia twarzy potrzebowałam dodatkowego przemycia twarzy wodą różaną / płynem micelarnym.
Czy wrócę do tego produktu? Na pewno TAK! Szczerze powiedziawszy już bym się skusiła, gdybym nie musiała wykończyć obecnie stosowanego żelu z tołpy 😉 Spójrzcie tylko na te oferty na Ebay’u! 10$ za żel? POPROSZĘ
Przejdźmy jednak do drugiego bohatera dzisiejszego wpisu, a mianowicie żelu Tołpa.
Szczerze powiedziawszy odnalezienie tego produktu zajęło mi ponad 40 minut. Poszłam do Rossmanna i zaczęłam poszukiwania.
Każdy, dosłownie każdy kosmetyk do oczyszczania twarzy, zgodnie z najwspanialszą aplikacją pod słońcem (o której pisałam tutaj), posiadał kontrowersyjny składnik. I tu ciekawostka ode mnie: kosmetyki do twarzy kierowane głównie dla kobiet (o cudownym, kwiatowym zapachu i z brokatowymi drobinkami w konsystencji), posiadały WIĘCEJ kontrowersyjnych składników niż kosmetyki do twarzy dla mężczyzn ;). Nie wierzycie? Sprawdźcie.
Kiedy już traciłam nadzieję, postanowiłam, że wybiorę kosmetyk z jednym bądź dwoma #niechcianymi składnikami. Zerknęłam na żele tołpy. Nie spodziewałam się po tej marce IDEALNEGO produktu do twarzy. Nie spodziewałam się, że w drogerii znajdę kosmetyk #dostateczny, a takim właśnie okazał się hypoalergiczny, normalizujący żel do mycia.
aqua, cocamidopropyl betaine, disodium cocoamphodiacetate, polysorbate 20, acrylates/ C10-30 alkyl acrylates crosspolymer, parfum, peat extract, salicylic acid, commiphora myrrha resin extract, hydrolyzed algin, zinc sulfate, propylene glycol, alcohol denat., disodium EDTA, sodium hydroxide, phenoxyethanol, caprylyl glycol
Dwa kontrowersyjne składniki, znajdujące się (na szczęście) na samym końcu składu, co oznacza tyle, że ich stężenie w produkcie jest małe.
disodium EDTA – pełni rolę konserwantu i stabilizatora; w większym stężeniu podrażnia skórę i błony śluzowe, a kosmetyków z EDTA w składzie nie należy stosować z lekami zawierającymi żelazo, miedź, cynk, glin, ołów czy bizmut, ponieważ wykazuje działanie wiążące metale ciężkie; odradza się również stosowanie kosmetyków z tym składnikiem w przypadku zażywania antybiotyków, w czasie laktacji i ciąży. w sieci można natknąć się na informacje odnośnie kancerogennego działania zanieczyszczonego EDTA (w połączeniu ze związkami azotowymi, EDTA tworzy nitrozaminy, które mają działanie rakotwórcze), jednakże podchodziłabym do tego typu informacji z pewnym dystansem. EDTA stosowany w niskich dawkach jest nieszkodliwy dla organizmu
phenoxyethanol – składnik w formie cieczy, który wyróżnia się mocnym, kwiatowym zapachem. Należy do grupy eterów, jest organicznym związkiem chemicznym. Lekko rozpuszcza się w wodzie i jest stosowany jako środek konserwujący, który przedłuża czas przydatności kosmetyków do użycia. Naturalnie występuje w zielonej herbacie, ale do kosmetyków dodawany jest w wersji syntetycznej, powstającej w laboratoriach. Według większości źródeł, w ilości 1% jest bezpieczny, ale wokół tego składnika narosło mnóstwo legend. Nie mówię, że należy je lekceważyć, nie mówię też, że od dziś macie omijać kosmetyki z tym składnikiem szerokim łukiem… Osobiście uważam, że byłam na tyle często poddawana działaniu fenoksyetanolu przez ponad 20 lat życia, że jeden kosmetyk w tę czy drugą stronę zbyt wiele nie zmieni. Mimo to, producent tołpa nie powinien wprowadzać konsumenta w błąd i stylizować się na minimalistyczną, świadomą markę, wrzucając do kosmetyków kontrowersyjne składniki.
Co do działania… Nie mam temu kosmetykowi nic do zarzucenia. Oczyszcza i tym samym spełnia swoją rolę. Mimo to, nakładanie na skórę produktu ze świadomością tego, co znajduje się w jego składzie, osłabia przekaz płynący z manifestu promującego markę.
Jeśli dopiero rozpoczynacie swoją przygodę ze świadomą pielęgnacją, tołpa wypada nieźle na tle kosmetyków dostępnych w naszych miejskich drogeriach. Jeśli zależy Wam na doskonałym produkcie, zamawiajcie ACURE. Sama po wykończeniu tubki tego nieszczęsnego drogeryjnego #bubla, raczej nie zainwestuję kolejnych 30 zł w tego typu produkt (skoro za tę samą cenę mogę kupić kosmetyk organiczny).
A może macie jakieś naturalne kosmetyki do oczyszczania twarzy warte polecenia? Takie, które znajdę na Polskim rynku bez zbędnego oczekiwania na przesyłkę ze Stanów? Daejcie znać, proszę.