Cześć! Jak sobie pomyślę, że minął ponad miesiąc od ostatniego wpisu, który… również był o włosach, zaczynam się zastanawiać nad sensem tego bloga (xd). Może powinnam od razu przerzucić się na instablogging i porzucić formę piśmienniczą na rzecz ig stories i snapchata? Wiecie, trzeba iść z czasem, a z tego, co udało mi się zaobserwować, obecnie większość blogerów i blogerek udziela się głównie na w/w mediach społecznościowych. Nagrać krótki filmik, wrzucić w sieć & et voilà! To dopiero życie.
Końcówką maja, pomiędzy kończeniem pracy dyplomowej, a setką innych #przyziemnych obowiązków, jakimś cudem udało mi się wygospodarować trochę czasu na przeniesienie części wpisów z femminist.net na blogspot. Pewnie część osób (która jest ze mną dłużej niż ostatni rok) te wszystkie przenosiny i zmiany adresów zaczynają irytować i nudzić, ale uwierzcie mi, nie miałam wyjścia.
Idea magazynu PCHY MAG kompletnie nie wypaliła (słomiany zapał byłych współautorek plus mnóstwo innych czynników), a skoro w zdecydowanej większości pisałam notki w pojedynkę, po co się rozdrabniać na kilka różnych blogów, skoro można mieć wszystko na jednym?
Takim oto sposobem stara domena, femminist.net przekierowuje tutaj, a w działach widocznych w menu nawigacyjnym znajdziecie prawie wszystkie napisane przeze mnie na rzecz w/w bloga wpisy. Patrząc z perspektywy czasu, trochę mi szkoda tych wszystkich miesięcy planów i poświęcenia, jakie wkładałam w nieistniejący już magazyn, ale czuję się lepiej z myślą, że teraz jest mi o wiele łatwiej. Planując kolejne notki nie muszę rozdrabniać się na tematykę poruszaną na blogu “typowo urodowym” i na tę, którą poruszałam na magazynie “właściwie o wszystkim”. Może kiedyś nadejdzie taki dzień, kiedy część czytelników HR przestanie utożsamiać bloga z tematyką włosową. Byłoby fajnie, chociaż zdaję sobie sprawę, że publikowanie jednej notki w miesiącu (i to takiej, która podsumowuje aktualną pielęgnację włosów [lol]), nie pomaga zbytnio w osiągnięciu tego celu.
No ale nie przedłużając, przed nami rzecz dla wielu najważniejsza, czyli:
JAK DBAŁAM O WŁOSY W MAJU?
MYCIE:
– equilibra – szampon aloesowy
– bambi – szampon dla dzieci z d-pantenolem
– Johnson’s baby – szampon z rumiankiem
– elfa Pharm – szampon wzmacniający włosy O’HERBAL
– RADICAL – suchy szampon do każdego rodzaju włosów
ODŻYWIANIE:
– Tradycyjny syberyjski balsam odżywczy nr 2 brzozowy propolis – regenerujący (Babuszki Agafii)
– Petal Fresh – odżywka nawilżająca z ekstraktem z nasion winogron i oliwą z oliwek
– VIANEK – intensywnie regenerująca MASKA DO WŁOSÓW z ekstraktami liści orzecha włoskiego i rozmarynu (do włosów ciemnych i farbowanych)
DODATKOWO:
– balsam odbudowujący BIOVAX Opuntia Oil & Mango
– pomada dyscyplinująca bez spłukiwania do włosów suchych L’OREAL PARIS BOTANICALS FRESH CARE Safflower RICH INFUSION
– olej grejpfrutowy ALCHEMY OILS
– olej ANWEN – werbena do włosów niskoporowatych
– olej VENUS – olej z owoców awokado
– olej łopianowy z czerwoną papryką GREEN PHARMACY, stosowany na ciepło na skalp, na co najmniej 2h przed myciem włosów
– wcierka Banfi Hajszesz
– ANWEN – mgiełka do włosów z filtrami UV
– płukanka octowa (łyżka octu balsamicznego na jedną szklankę wody) stosowana w formie mgiełki nabłyszczającej).
Jak widzicie, majowa pielęgnacja była znacznie bardziej treściwa niż ta w kwietniu. Na zakończenie – zgodnie z obietnicą – kilka słów o wcierce Banfi. Stosuję ją nieco inaczej niż zalecane na etykiecie, a mianowicie codziennie, za pomocą butelki niegdyś używanej do farbowania włosów, wkraplam w skalp kilkanaście kropli produktu, pozostawiając banfi do wyschnięcia. Jest to dość kontrowersyjna metoda, zważywszy na tendencję wcierki do obciążania włosów przy skalpie, jednakże od pierwszego do następnego mycia, w moim przypadku jest jak najbardziej okey.
Czy zauważyłam jakieś efekty?
Sama nie wiem. Wydaje mi się, że Banfi nie ograniczyła mi wypadania włosów, które zaczęły lecieć po odstawieniu izotretynoiny*, ale z drugiej przyrost babyhair to fakt niepodważalny. Co do szybkości przyrostu – chyba coś ruszyło, ale nie mnie to oceniać tylko Wam – porównajcie fotki z dzisiejszej aktualizacji z tymi sprzed miesiąca i koniecznie dajcie mi znać czy urosły spektakularnie, czy raczej meh.
Co mnie cieszy, to to, że odrosty zaczynają już coraz bardziej przypominać efekt ombre. Mam nadzieję, że niedługo dotrę do momentu, w którym przestanę obsesyjnie myśleć o chęci odwiedzenia fryzjera w celu wyrównania linii odrostu z częścią farbowanych włosów. Chciałabym wytrzymać jak najdłużej. Im dłuższy odrost zapuszczę, tym mniej odrostu “stracę” przy faktycznym zabiegu wyrównywania, na który prędzej czy później będę musiała się udać. A może nie?
*Co do izotretynoiny. Zbieram się i zbieram na napisanie notki podsumowującej moją walkę z trądzikiem. Przyznam szczerze, że (żeby nie zapeszać) odkładałam moment publikacji w czasie, w obawie o nawrót choroby, ale na razie jest stabilnie. Może po oddaniu pracy dyplomowej się za to zabiorę, choć nie ukrywam, jest to dla mnie naprawdę dotkliwy temat. Zwłaszcza, że niektóre fotografie jakie posiadam w swojej kolekcji są naprawę drastyczne. Mam jednak nadzieję, że moje doświadczenie i to co napiszę, pomoże niektórym w podjęciu decyzji o leczeniu najcięższą artylerią jaką jest izo.