W końcu. Nie ukrywam, że dość mocno dłużył mi się okres pomiędzy ostatnią, a dzisiejszą recenzją. Wiecie jednak, że ten blog powstał nie po to, by wrzucać opinie na poszczególne tematy na ilość (jak to zwykle u dzisiejszych twórców bywa), a raczej tylko wtedy, kiedy naprawdę uznam, że warto poświęcić kilka dodatkowych minut na wykonanie zdjęć, postprodukcję i napisanie paru słów podsumowania na temat opisywanego produktu. Zaopatrując się we własną buteleczkę toniku z azeloglicyną i wąkrotką azjatycką wiedziałam, że ta recenzja się pojawi. Nie wiedziałam kiedy i szczerze napisawszy nie spodziewałam się, że dopiero teraz!