Wiecie kiedy orientuję się, że czas najwyższy napisać o jakiejś odżywce do włosów? A no w momencie, w którym zaczyna mi brakować wolnego miejsca w pokoju, bo gdziekolwiek nie postawisz nogi, trafiasz na puste opakowanie po kosmetyku. Nie no, trochę wyolbrzymiam. Jak zawsze zresztą. Ale dzisiejszego słonecznego poranka doszłam do wniosku, że wykorzystam dzień wolny nie na spacer po łące czy lesie, a na pisanie notki o zużytej odżywce za kilkanaście złotych. Odżywce, której nawet nie polubiłam. Odżywce, którą z bólem ukończyłam jako pierwsze O w metodzie O-M-O i chociaż uwielbiam produkty Petal Fresh, to do niej wincyj nie wrócę. Jak się bowiem okazało, nie wszystko złote co pachnie grejpfrutem.