Hejo! Mamy wtorek, więc standardowo przybywam z recenzją kosmetyczną. Tym razem pod lupę biorę kosmetyk, który recenzowałam na sto procent wcześniej, ale gdzieś owa recenzja musiała się zawieruszyć, bo nie mogę jej znaleźć ani tutaj ani w archiwalnych wpisach na blogspocie. Nic nie stoi jednak na przeszkodzie, żebym zdenkowaną maseczkę zrecenzowała jeszcze raz. Serdecznie zapraszam do czytania!
helianthus annuus seed oil
rozmarynowo-miętowa odżywka dodająca objętości Petal Fresh
Uhh… Minęło trochę czasu od mojej ostatniej aktywności na blogu i szczerze powiedziawszy nie wiem jak się z tego wytłumaczyć. Zarchiwizowałam filmy na YouTube, cały czas myślę nad ich ostateczną formą i tym, czy nie powinnam ich nagrać na nowo… Wiecie, ciężko się przełamać, widząc wszystkich twórców kreujących materiały na mega wysokim poziomie, kiedy Wy sami jesteście niczym raczkujące bobasy z 2011 roku… :D. Nie wiem, zastanowię się i podejmę ostateczną decyzję kiedyś. Na pewno nie dziś. Jest już po 22:00, więc powinnam w zasadzie szykować się do spania, ale uznałam, że napiszę dzisiejszą recenzję… odżywki, która towarzyszyła mi przez ostatnie miesiące, juhu.
Czy w ogóle warto ją kupować? Tsss… to kwestia indywidualna, ale mimo to… ZAPRASZAM DO CZYTANIA. Albo chociaż do oglądania zdjęć, bo… Naprawdę się starałam.