Zwlekałam z pisaniem recenzji tego produktu dość długo, a to dlatego, że odnoszę wrażenie, iż wszyscy go znają i nikomu tak naprawdę nie trzeba go przedstawiać. Świadomie lub mniej świadomie dbające o cerę urodomaniaczki z kosmetykami The Ordinary prawdopodobnie miały do czynienia. Mnie samą do opisywanej przeze mnie mieszanki kwasów przekonała potoczna nazwa aka. smocza krew. Kto nie chciałby wypróbować na sobie legendarnej smoczej krwi?