Nadszedł ten piękny dzień, w którym mogę zrecenzować kolejny już z kolei produkt spod skrzydeł Hairy Tale Cosmetics! Tym razem jest to wielbiona przez rzesze włosomaniaczek maska nabłyszczająca do włosów Malinois, na której premierę musiałam trochę poczekać. Gdy tylko wróciła na półki sklepowe, dokonałam zamówienia wraz z przepięknie pachnącą malinową świecą i przystąpiłam do testów. Czy spełniła moje oczekiwania?
W końcu. Nie ukrywam, że dość mocno dłużył mi się okres pomiędzy ostatnią, a dzisiejszą recenzją. Wiecie jednak, że ten blog powstał nie po to, by wrzucać opinie na poszczególne tematy na ilość (jak to zwykle u dzisiejszych twórców bywa), a raczej tylko wtedy, kiedy naprawdę uznam, że warto poświęcić kilka dodatkowych minut na wykonanie zdjęć, postprodukcję i napisanie paru słów podsumowania na temat opisywanego produktu. Zaopatrując się we własną buteleczkę toniku z azeloglicyną i wąkrotką azjatycką wiedziałam, że ta recenzja się pojawi. Nie wiedziałam kiedy i szczerze napisawszy nie spodziewałam się, że dopiero teraz!
