SOL DE JANEIRO triple Brazylijskie masło do włosów (recenzja)

Poprzednią recenzję spod mojej ręki mieliście okazję czytać dość dawno, a mianowicie 3 tygodnie temu. Wszystko dlatego, że postanowiłam wprowadzić pewne zmiany w prowadzeniu bloga i pod względem “produkowania” contentu typowo podsumowującego zużyte produkty do pielęgnacji ograniczyć się do absolutnego minimum. Oznacza to mniej więcej tyle, że recenzje pełnowartościowe, takie jak ta sprzed trzech tygodni (oraz ta dzisiaj), będą publikowane tylko wtedy, kiedy jakiś produkt absolutnie zmiecie mnie z planszy. Nie mam czasu i energii do tego, aby pisać o kosmetykach, które są średnie, lub totalnie mnie nie zainteresowały. Nie chcę też dawać uwagi markom tylko dlatego, że podjęłam decyzję konsumencką i jakiś produkt po prostu trafił w moje ręce. Nie. Chcę pisać tylko o tym, co poleciłabym nawet wrogom. Dziś jest jednak wielki dzień, ponieważ udało mi się wykończyć maskę doskonałą. Taką, do której wrócę na 120%.

The previous review from my hand you had the opportunity to read quite a while ago, namely 3 weeks ago. All because I decided to introduce some changes in managing the blog and in terms of “producing” content specifically summarizing the used skincare products, to limit it to an absolute minimum. This means roughly that comprehensive reviews, such as the one from three weeks ago (and today’s), will be published only when a product absolutely blows me away. I don’t have the time and energy to write about cosmetics that are average or totally disinterested me. I also don’t want to give attention to brands just because I made a consumer decision and some product just happened to fall into my hands. No. I want to write only about what I would recommend even to enemies. However, today is a great day because I managed to finish an excellent mask. One that I will return to 120%.

sol de janeiro – bum bum cream + bom dia bright cream (recenzja)

Nie sądziłam, że zmobilizowanie się do aktywności na blogu zajmie mi plus minus… miesiąc. Szczerze napisawszy nie jestem do końca przekonana czy dzisiejszy artykuł w ogóle opublikuję (wyjdzie w praniu), bo już teraz pisząc drugie zdanie czuję, że chce mi się spać. Mamy godzinę 16:22, a więc i porę idealną na to, żeby zapaść w popołudniową drzemkę i obudzić się o 23:00… Nie no żartuję… Unless? Whateva, zużyłam te dwa pozostałe mikrobalsamiki z Sol de Janeiro, o których wspominałam tutaj. Bądź co bądź, są to produkty o których warto wspomnieć, stąd dzisiejsza recenzja. Zapraszam do czytańska.